Archiwa blogu

Korona silna jak nigdy

Przed startem tegorocznych rozgrywek Korona, podobnie jak przed rokiem, znalazła się na półce okraszonej łatką „ligowe średniaki”. Gdyby ktoś jeszcze nie tak dawno głośno powiedział, że po kilku kolejkach w Kielcach będzie pachniało liderem, zostałby nagrodzony salwami śmiechu. Bo i wówczas powodów do optymizmu należało szukać ze świeczką.

Szczególnie, że podczas sparingów przygotowujących do sezonu żółto-czerwoni wyglądali przeciętnie, żeby nie powiedzieć słabo. Potem inauguracja ekstraklasy i tylko remis ze słabiutkim Zagłębiem Lubin. Wynik nie satysfakcjonujący w Kielcach nikogo, tym bardziej, że Korona była zespołem lepszym. W tym przypadku punkty własnoręcznie podzielił chyba sam stwórca. Kolejny mecz u siebie i przegrana z Widzewem. Kibice nawet wtedy w żaden sposób nie podnosili alarmu. Po prostu byli przygotowani na trudny i pełen rozczarowań sezon. Tylko w głowie autentycznych optymistów mogła wówczas wygenerować się myśl o tym, że niebawem na Koronę nie będzie mocnych.

O ile wygrane z wiecznym outsiderem Polonią Bytom i słabą Cracovią były solidnym odrobieniem pracy domowej, o tyle już kolejna wiktoria wywołała w futbolowym światku niemały szum. Oto bezgwiezdna Korona pokonuje cierpiącą na nadmiar znanych nazwisk sprowadzonych za nieziemskie, jak na polskie warunki pieniądze, Polonię Warszawa. Późniejszy remis z Wisłą to też nie lada osiągnięcie. Szczególnie, że spotkanie rozgrywano na nowym i pięknym, przynajmniej na ekranie telewizora, obiekcie. Po raz kolejny Korona udowodniła, że bardziej wartościowa jest drużyna teoretycznie słabsza ale tworząca wypracowany kolektyw, niż zlepek papierowych gwiazdeczek zebranych ze wszystkich długości i szerokości geograficznych.

Mecz ze Śląskiem na Arenie Kielc miał tylko potwierdzić dobrą dyspozycję Kielczan. Trzy punkty są, ale forma z poprzednich starć chyba ucięła sobie krótką drzemkę. Nieskuteczność w ataku i niespotykana dotychczas niefrasobliwość w defensywie została jednak nadrobiona świetnym występem Zbigniewa Małkowskiego, który na taką formę czekał chyba przez całą zawodową karierę.

Wszystko co w Koronie dobre, to jej trener – Marcin Sasal. Człowiek, który przez niecały rok urzędowania w Kielcach, bez oszałamiających nakładów finansowych, stworzył ekipę ambitną, głodną sukcesów i przede wszystkim wyrównaną. Drużyna to dla niego układanka, do której mozolnie sprowadza idealnie pasujących piłkarzy. Nie zadowala się ochłapami, co pokazał latem odsyłając po testach wielu zawodników. Zawsze powtarza, że szuka ludzi tylko i wyłącznie lepszych od tych, których już ma do swojej dyspozycji. Doskonałym przykładem jest transfer Vlastimira Jovanovicia. Były reprezentant Bośni i Hercegowiny w pierwszych spotkaniach przyjął postawę zaskakująco bierną. Nie pokazywał się do gry i sprawiał wrażenie wystraszonego i wyłączonego z rzeczywistości. Dziś bez niego środek pola nie istnieje. Jest waleczny, przechodzi przez niego większość podań. Wystarczył tylko kredyt zaufania u Sasala, a jego boiskowa charakterystyka przekręciła się o 180 stopni. Tym sposobem nikt już w Kielcach nie płacze za, nazywanym przez kibiców judaszem, Cezarym Wilkiem. Jeśli do autorytetu trenera dołożymy jeszcze jego nienaganną myśl taktyczną, klarowną wizję prowadzenia drużyny piłkarskiej i pewność siebie, uzyskamy obraz jaśniejszy niż wielu polskich szkoleniowców z bardziej znanymi i przy okazji przereklamowanymi nazwiskami.

Doskonale gra duet środkowych obrońców – Hernani i Pavol Stano. Latynosko-słoweńska mieszanka okazała się w tym konkretnym przypadku strzałem w dziesiątkę. Mało który napastnik potrafi przejść rosłych stoperów, nie wspominając o ich przeskoczeniu. W Koronie prawdziwego rozpędu, jak niegdyś w Górniku Zabrze, nabrał Andrzej Niedzielan. Tak seryjnie „Wtorek” nie dziurawił bramkowych siatek ani w Dyskobolii, ani w Nijmegen, ani tym bardziej w Wiśle. Z niezłej strony pokazał się w barwach chorzowskiego Ruchu, ale tam taką samą liczbę trafień co dotychczas w Koronie, kompletował przez cały sezon. Powołanie do reprezentacji, fajna sprawa. Oby tylko nie zakończyło się to jakimś urazem, co dla Niedzielana jest niestety chlebem powszednim.

Korona wyraźnie idzie do przodu, bo kto stoi w miejscu ten się cofa. Czekam tylko na pierwowzór Pawła Golańskiego, bo jak dotychczas oglądamy jego marną podróbkę. Jak na razie wszystko wygląda interesująco i dla mnie Korona może być jednym z czarnych koni tego sezonu. Teraz w Kielcach wyniki mnożymy przecież razy dwa, bowiem dobra postawa może zwrócić uwagę potencjalnego inwestora. To może być jedyna i niepowtarzalna okazja, aby podważyć obracające się wokół afery korupcyjnej stereotypy, które nadal nie odstępują od kieleckiej drużyny. Wszystko w rękach Marcina Sasala i jego piłkarzy. Na chwilę obecną szkoleniowiec ma pełne prawo pałać optymizmem.