Archiwa blogu

Eduardo Vargas – z łazienki do Ligi Mistrzów

Pisanie o transferach samo w sobie jest raczej nudnym zajęciem. Na ogół tę przyjemność wolelibyśmy zostawić redaktorom innych, bardziej pospolitych portali. Tutaj należy zrobić jednak wyjątek. Do przemierzenia oceanu szykuje się bowiem perełka. Bezsprzeczny talent. O Neymarze mówią wszyscy. Wystarczy, że ubierze się w biały t-shirt, albo założy granatowo-bordowe adidasy. Wszędzie doszukują się podtekstów. Dla kontrastu, obok transferu Eduardo Vargasa, najlepszego piłkarza Chile w 2011 roku, przeszliśmy jakby trochę obojętnie.

Interesowali się nim najwięksi, jak to zwykle bywa po eksplozji nowego latynoskiego talentu. Inter, Milan, Liverpool, Valencia, Sewilla czy Arsenal. W Chelsea widziano go nawet jako zastępcę Nicolasa Anelki. Jego grą zachwycali się też ponoć szejkowie z Manchesteru City, którzy szczególnie upodobali sobie podobne do niego, olśniewające techniką perełki. Nie tylko drogie i celnie strzelające na bramkę, ale ponadto takie, których gra jest przyjemnością dla szlachetnych oczu. On jednak zagrał gigantom na nosie i przyjął ofertę Napoli. Klubu powoli wychodzącego z zimnego cienia, lecz nadal oglądającego ogony tych najpotężniejszych. Partenopei nie mają tylu pucharów co Milan, tak zasobnego portfela jak Chelsea czy tak licznej gromady sympatyków jak Arsenal. Okazuje się, że kartą przetargową była osoba Diego Armando Maradony. – Wybrał Napoli, bo grał tam boski Diego. Eduardo nie mógł oglądać go na żywo, ale jest zachwycony tym co potrafił zrobić z piłką. Poza tym we Włoszech grał Marcelo Salas, kolejny z jego idoli. Mój syn chciałby powtórzyć jego sukces – mówi ojciec piłkarza.

Sprowadzenie młodego Chilijczyka za punkt honoru postawił sobie prezes klubu, Aurelio De Laurentiis. Sam piłkarz był zdecydowany na wyjazd właśnie do Neapolu, to i właściciel nie przedłużał negocjacji. Raz, dwa i było po wszystkim. Na stole znalazło się 11,5 miliona euro. Oferta, której były klub Vargasa, Universidad de Chile, najzwyczajniej odrzucić nie mógł. – Podpisaliśmy kontrakt, bijąc piekielnie silnych konkurentów. To dowód na to, że nasze drzwi są zawsze otwarte i bezustannie poszukujemy utalentowanych graczy na całym świecie – oznajmił kibicom prezes na oficjalnej stronie internetowej klubu. – Jestem szczęśliwy, że będę grać we Włoszech. Nigdy nie przypuszczałem, że negocjacje domkniemy w tak błyskawicznym tempie – dorzucił sam piłkarz.

Kwota z transferu zostanie podzielona na trzy części. Najwięcej rzecz jasna otrzyma jego dotychczasowy klub, Universidad. Niemal jedna trzecia z 11,5 miliona euro trafi na konto poprzedniego, reprezentowanego przez niego zespołu, Cobreloi. Stosunkowo symboliczna kwota, nieco ponad sto tysięcy euro, zostanie przelana natomiast na rachunek malutkiego International de Renca, gdzie mały Edu stawiał pierwsze kroki z piłką przy nodze. – Nie wiemy co zrobić z taką sumą. Jesteśmy szczęśliwi, ale jednocześnie zdezorientowani i zaskoczeni. Przydałoby się nam nowe boisko i rozbudowa siedziby – mówił podekscytowany prezes Internationalu.

Dwadzieścia dziewięć bramek zdobytych we wszystkich oficjalnych meczach rozegranych w 2011 roku. Zdobycie Copa Sudamericana (odpowiednik naszej Ligi Europy) i korona króla strzelców (11 bramek w 12 spotkaniach) oraz tytuł MVP tego turnieju. To sukcesy, które dały mu tytuł najlepszego piłkarza Chile w 2011 roku. Dwanaście miesięcy temu był jedynie dobrze rokującym, młodym zawodnikiem. Takich, jakich w Chile mają na pęczki. Debiut w dorosłej reprezentacji zaliczył już ponad dwa lata temu. Kilka tygodni później, za milion euro, trafił do La U, jak nazywany jest przez kibiców stołeczny Universidad. Początki nie były łatwe i wynikały ponoć z nieumiejętnego wykorzystywania jego walorów. Trener zwyczajnie ustawiał go zbyt daleko od bramki. Dopiero w obrębie pola karnego mógł zaprezentować pełnię swoich umiejętności i strzeleckiego nosa. Instynkt, szybkość i umiejętność wykańczania akcji. Wszystko to pokazał światu podczas wrześniowego spotkania towarzyskiego z Hiszpanią. Najlepszą reprezentacją na świecie w ostatnich latach. Możemy mówić, że był to jego mecz życia. Że jednorazowy wybryk. Zgoda. Przyznacie chyba jednak, że nie można być byle kim, żeby zrobić w konia samego Ikera Casillasa? Wszystkich, ale na pewno nie jego.

Miłością do piłki pałał od maleńkiego. Jako dziecko brał futbolówkę pod pachę i godzinami przesiadywał z nią w zamkniętej łazience. Zachowanie młodego Eduardo martwiło jego matkę do tego stopnia, że planowała nawet konsultację psychologiczną. Teraz, być może także dzięki strzelaniu goli do wanny, jest jednym z najlepiej zapowiadających się piłkarzy Ameryki Południowej. O miano najlepszego zawodnika kontynentu kończącego się roku powalczy przede wszystkim z bożyszczem Brazylijczyków, Neymarem. Vargas, pomimo tego, że na wyjazd do Europy zdecydował się wcześniej, nie ma jednak szans na zarobki choćby zbliżone do tych, które inkasuje napastnik Santosu. W Napoli Edu otrzyma gażę względnie skromną – około 1,3 miliona za sezon gry. To i tak prawie dwukrotnie więcej, aniżeli w ojczyźnie.

Vargasem w Neapolu, ale także na całym Półwyspie Apenińskim, ekscytują się wszyscy. Kibice, dziennikarze, a nawet inni piłkarze. Otuchy dodają mu rodacy, którzy w europejskiej piłce osiągnęli jakiś sukces. Głos na temat młodszego kolegi z reprezentacji zabrał na przykład napastnik Palermo, Mauricio Pinilla. Jego słowa mają wydźwięk o tyle donośniejszy, że sam, jako młody chłopak, trafił do Interu. Wówczas swoją życiową szansę utopił w litrach wypitego alkoholu i przebalował w świetle mediolańskich dyskotek. Vargasowi wróży jednak odmienny los. – Świetnie go znam, bo Universidad to klub, który zawsze będę nosić w swoim sercu. Imponuje szybkością, celnością i ma ciąg na bramkę. Napoli to wielki klub. Jeden z najlepszych w Europie. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że jego talent odpali także we Włoszech – mówi Pinigol.

Dumę z powodu transferu swojego rodaka wyraził również Alexis Sanchez, który przebył wcześniej podobną drogę i niejako przetarł Vargasowi ścieżkę. Teraz zdobywa bramki dla najlepszej drużyny świata – FC Barcelony. 21-letniego Chilijczyka, na antenie telewizji Rai, wychwalił też Zbigniew Boniek. – Widziałem jak gra, bo oglądałem go przy okazji Copa Sudamericana i występów reprezentacji. Zrobił na mnie świetne wrażenie. Mogę potwierdzić, że jest naprawdę mocny – zareklamował Zibi.

Czy La Joya, czyli klejnot, jak nazywają go w ojczyźnie, zawojuje Europę? Ba, czy chociaż przebije się do podstawowego składu Napoli? W świetle plotek o odejściu Lavezziego czy Hamsika, może spaść na niego odpowiedzialność, do której jeszcze nie dorósł. Piłkarsko, ale też zwyczajnie, po ludzku. Może zostać gwiazdą, ale może też nie podołać presji. Kluby z Ameryki Południowej i te Europejskie dzielą bowiem nie tylko puste kilometry. Teraz zamiast La Sereny czy Colo Colo w jego terminarzu znajdą się Inter, Milan i przede wszystkim Chelsea.